Aktualności

Kebu – zaklinacz syntezatorów

Kebu-Tour2017-facebook_event_header

Nazywają go „magikiem”, „nordyckim maestro”, „gigantem syntezatorów”. Jest zakochany w muzyce elektronicznej lat osiemdziesiątych. Jako młody chłopak rozpoczął naukę gry na pianinie, później zainteresował się syntezatorami, a dziś jest już międzynarodową gwiazdą.


KEBU: PERPLEXAGON TOUR 2017
07.05.2017, godz. 20.00

„Kebu” to pseudonim artystyczny pochodzącego z Finlandii Sebastiana Teira. Przezwisko to przylgnęło do niego już na studiach – popularną ksywką dla kogoś o tym imieniu było „Sebu”, jednak ta była już zajęta, dlatego koledzy zaczęli go nazywać „Kebu”, aby uniknąć nieporozumień.

– Mój tata miał kasety, na których nagrywał z radia piosenki bardzo różnych gatunków, były na nich utwory wykonawców takich jak Mike Oldfield, Jean Michel Jarre, Vangelis, Abba, a nawet Boney M. – wspomina Kebu. – Dorastałem, słuchając tych kaset. Jedną z pierwszych umiejętności technicznych, które nabyłem jako dziecko, było obsługiwanie magnetofonu. To w tym momencie zaczęła się moja fascynacja muzyką elektroniczną. Byłem też zaintrygowany keybordami, jednak moim rodzicom powiedziano, bym nauczył się grać na prawdziwym pianinie.

Kebu rozpoczął naukę gry jako sześcioletni chłopak. Mieszkając w małej wiosce, z dala od miasta, nie miał warunków do rozwoju i wkrótce porzucił muzyczną edukację. Dopiero w szkole średniej powrócił do swoich zainteresowań, których głównym obiektem stały się syntezatory.

Od tamtego czasu grał w około dwudziestu kapelach. Jedną z nich był nastawiony na typowe dla Skandynawii metalowe brzmienia zespół Kouzin Bedlam. Sebastian jednak nigdy tak naprawdę nie interesował się ciężkimi brzmieniami. Extreme, Dream Theater i Kiss to „najbardziej metalowe zespoły” jakich słuchał. Z Kouzin Bedlam współpracował rozpoczynając solową karierę, dla której ostatecznie porzucił wszystkie inne projekty.

– Uświadomiłem sobie, że wolę skupić się na własnej pracy, niż organizować cudzą. To jeden z powodów, dla których zacząłem tworzyć oryginalną muzykę, dopiero wtedy mogłem nagrywać w stu procentach według własnej wizji i nie musiałem martwić się o terminarz – tłumaczy Sebastian. – Poprzez komponowanie odkryłem prawdziwą radość płynącą z tworzenia muzyki. Myślę, że ta radość przejawia się także podczas moich występów.

Jego pierwszym własnym instrumentem był nowy Kawai K1 II, którego nie znosił z powodu słabej jakości dźwięku. Poza tym czarne klawisze trzeba było dociskać mocniej niż białe, co znacznie utrudniało grę. Jak sam twierdzi – prawdopodobnie doceniłby ten sprzęt dopiero dzisiaj, jednak był to pierwszy i ostatni nowy syntezator jaki zakupił.

Ucząc się i wymieniając sprzęt na rynku wtórnym, poznawał różne egzemplarze, nie tracąc zbyt dużo pieniędzy. Poszukując idealnego sprzętu, szybko uświadomił sobie, że syntezatory znacznie różnią się od siebie – nie w kwestiach niuansów, jak na przykład gitary, lecz zasadniczo – „jak jabłka i pomarańcze”. Od tego czasu wypróbował ponad sto różnych modeli.

Na swojej pierwszej solowej płycie „To Jupiter and Back” ograniczył się do syntezatorów analogowych – głównie tych z lat osiemdziesiątych. Według Kebu mają one zupełnie inne brzmienie niż syntezatory współczesne, choć i jedna i druga barwa jest wartościowa w kompozycjach. Najważniejsza jest dla niego praca z namacalnym sprzętem, który daje mu konkretny zestaw potencjalnych brzmień i efektów do wykorzystania, co pobudza jego kreatywność.

Występy z tak dużym repertuarem syntezatorów to duże wyzwanie, głównie ze względu na warunki techniczne. Przygotowanie sprzętu zajmuje Kebu znacznie więcej czasu niż faktyczne próby. Klawiatury starszych syntezatorów nie są już w najlepszym stanie, dlatego granie na nich na żywo stanowi nie lada wyzwanie, zwłaszcza, że melodia jest przeważnie na tyle prosta, że słuchacze łatwo wychwycić mogą każdą usterkę.

Wspominając swój pierwszy koncert przed większą publicznością, Kebu przyznaje, że miał moment znieruchomienia. Dziś bardziej niż o siebie obawia się o swoje analogi. Mimo to, na scenie czuje się bardzo swobodnie. Szybko zorientował się, że jest odbierany przez publiczność niezwykle życzliwie, co zawdzięcza sporemu wysiłkowi wkładanemu w przygotowania. Grane utwory dopasowuje pod kątem słuchaczy i miejsca, utwory ułożone są w przemyślanej kolejności, tak by zminimalizować czas potrzebny na przełączanie sprzętu. Wszystko to sprawia, że koncerty przebiegają bez zakłóceń, co pozwala wszystkim na świetną zabawę.