Jennifer Batten to mistrzyni oburęcznego tappingu. Swoją pierwszą gitarę dostała w wieku 8 lat. Jej znakami rozpoznawczymi są gitara elektryczna firmy Washburn, czarne, ekscentryczne kostiumy oraz burza blond włosów.
20.04.2016, środa, godz. 20.00
Zainspirowana legendami bluesa, jak B.B. King czy Brownie McGee, Batten, już jako nastolatka wstępuje do szkoły muzycznej w Los Angeles: – Byłam jedyną dziewczyną wśród 60 facetów, ale nie stanowiło to dla mnie problemu – wspomina artystka.
W 1987 roku, po ukończeniu szkoły, artystka dostaje zaproszenie na przesłuchanie do zespołu Michaela Jacksona:
– Przesłuchiwano wtedy około stu gitarzystów, więc atmosfera była napięta – wyznaje Batten. – Kiedy weszłam do sali, zobaczyłam tylko kamerę. Nie było żadnego zespołu. Poproszono mnie o zagranie funkowych rytmów, co też zrobiłam. Na koniec zagrałam solo do »Beat It«. Do dziś myślę, że przesłuchanie wygrałam dzięki tej solówce.
O dniu, w którym poznała swojego mistrza, Jeffa Becka, gitarzystka opowiada:
– Jeffa poznałam w 1992 roku podczas trasy z Michaelem Jacksonem. Dałam mu mój pierwszy album, a kilka miesięcy później zadzwonił do mnie i zaproponował wspólny projekt. Oboje byliśmy zajęci, ale w 1998 roku udało nam się ostatecznie wyruszyć razem w trasę po Europie i Południowej Afryce. W 1999 wydaliśmy „Who Else” i rozpoczęliśmy trasę po Stanach, a później po Japonii.
Od kilku lat Batten realizuje solowy projekt. Swoje występy gitarzystka urozmaica zmontowanymi przez siebie wizualizacjami i filmami. Dziś tworzenie tych filmów stało się dla artystki kolejną, obok gitary, pasją. Pomysł na tego typu występy jest efektem wieloletniej współpracy z Michaelem Jacksonem: – Z nim muzyka stawała się tłem dla całego występu. Dzisiaj ludzie coraz częściej kładą nacisk na rozrywkę i szybciej się nudzą. Uznałam, że oprawa graficzna zainteresuje odbiorcę i sprawi, że solowy występ stanie się jeszcze ciekawszy – twierdzi artystka.
Pytana o to, jak na przestrzeni lat zmienił się styl jej grania, odpowiada: – Jak większość muzyków, zgadzam się ze stwierdzeniem, że z wiekiem sposób, w jaki gram, staje się dojrzalszy. Przede wszystkim coraz mniej chodzi o technikę, a coraz więcej o samo znaczenie muzyki. Ta powinna być niczym rozmowa – nastolatkowie mają tendencję do mówienia bez końca, ale mówienia często pozbawionego sensu. Gdy dojrzewamy, nasze wypowiedzi stają się zwięzłe, ale też bardziej przemyślane.