Dwukrotni zwycięzcy nagrody Gardela za najlepszy album, sześciokrotnie nominowani do Latin Grammy. Takie laury zobowiązują, ale Max Masri i Diego S. Velázquez radzą sobie z presją i wciąż zaskakują świeżością swoich kolejnych płyt studyjnych.
To nie tylko świetni interpretatorzy przebojów muzyki rozrywkowej (chociażby z repertuaru Depeche Mode czy New Order), ale też oryginalni kompozytorzy. W ich wykonaniu tango jest nie tylko zmysłowe, lecz również bardzo klubowe i nowoczesne.
Zaczęli w 2003 roku mocnym debiutem. Płyta „Emigrante” nie tylko zdobyła serca słuchaczy i uznanie krytyków. Wzmogła też dyskusję nad statusem emigrantów w historii Argentyny. Świadczy to nie tylko o sile muzycznej wizji duetu, bowiem niemałe znaczenie ma tutaj także zmysł polityczny wszystkich artystów biorących udział w tym projekcie.
Następny longplay nie tylko przyniósł połączenie tanga z flamenco, candombe czy jazzem. Pokazał też, że geniusz aranżerski artystów z Buenos Aires pozwala zaadaptować nawet tak nieznane wcześniej w Ameryce instrumenty jak erhu (chińskie smyczki z VII wieku).
Przy kolejnym spotkaniu z Tanghetto, nie zbywało na zaskoczeniach – „Tangophobia” dostarczyła pięciu nieznanych perełek muzycznych, a „Buenos Aires Remixed” to kompilacja z nowymi wersjami wielkich utworów. Ta poniższa wywołała największe poruszenie, gdyż podzieliła zdecydowanie fanów Depeche Mode:
Rok 2006 to płyta z koncertu w rodzinnym mieście. Na „El Miedo a la Libertat” („Strach przed wolnością”) zespół kazał czekać słuchaczom, aż dwa lata. Nie brakowało na nim ani przeróbek („Sweet Dreas” z repertuaru Eurythmics), czy też kompozycji autorskich. Nas niewątpliwie najbardziej porusza poniższy cover „Cantaloupe Island” Hancocka.
Ostatnie kilka lat to w dorobku Tanghetto cztery płyty studyjne, jedna kompilacja oraz jedno nagranie z koncertu. Nie mamy też wątpliwości, że dzięki temu Argentyńczycy znowu mogą być dumni ze swojego tańca narodowego. Tanghetto na koncertach to nie tylko dwójka wspomnianych panów, w ich towarzystwie zawsze pojawia się szereg wybitnych instrumentalistów oraz tancerze. Czy niczym prawdziwi bohaterowie rozpalą w styczniu Poznań?