Kwiecień jest szczególnym miesiącem dla poznańskich (i nie tylko) fanów jazzu. Wtedy to przypadają rocznice zarówno śmierci (23 kwietnia), jak i urodzin (27 kwietnia) Krzysztofa „Komedy” Trzcińskiego.
Wszyscy bardziej go znamy jako genialnego pianistę i kompozytora muzyki filmowej, tworzącego pod pseudonimem „Komeda”. Urodzony w 1931 roku, Krzysztof już od dziecka przejawiał ogromną miłość do muzyki, a grać na fortepianie zaczął uczyć się w wieku 7 lat. Ogromna pasja i chęć tworzenia szły w parze z młodzieńczym zapałem do medycyny. Dla przeciętnego człowieka takie połączenie wydaje się wręcz fizycznie niemożliwe – zarówno medycyna, jak i muzyka pochłaniają przecież ogrom czasu, jeśli pragnie się dojść do perfekcji, a dla Krzysztofa nie było innej drogi – chciał być geniuszem.
Jeszcze w trakcie studiów na poznańskiej Akademii Medycznej zaczął grać w Dixieland Band Jerzego Grzewińskiego. Po ukończeniu studiów przyszedł czas działania w ukryciu, gdyż nie chciał, aby jego współpracownicy z kliniki laryngologicznej odkryli jego drugie, jazzowe życie. Takie to były okoliczności narodzin „Komedy”.
Rok 1956 na trwałe zapisał się w annałach historii polskiego i światowego jazzu. Wtedy to po raz pierwszy usłyszano o Sekstecie Komedy, który przebojem zdobył sobie serca publiczności. Jak teraz patrzy się na nazwiska pierwotnego składu, to aż dziw, że tyle znakomitości i muzycznych indywidualności pomieściło się na jednej scenie. Krzysztof Komeda, Jerzy Milian, Stanisław Pludra, Józef Stolarz, Jan Wróblewski, Jan Zylber – te nazwiska do dziś budzą podziw i uznanie.
Wirtuozeria Trzcińskiego nie mogła pomieścić się tylko w jednej stylistyce, dlatego swoim nazwiskiem sygnował także Trio, Kwintet i Kwartet. Ich członkowie często się zmieniali, a chcieli z nim grać praktycznie wszyscy. Udało się nielicznym.Należą do nich choćby Tomasz Stańko, Rune Carlsson czy Andrzej „Fats” Zieliński.
Komeda to nie tylko geniusz sceniczny, pasjonat improwizacji i awangardy czy jeden z założycieli „polskiej szkoły jazzu”. To także niezwykle płonny kompozytor muzyki filmowej. Bez niego nie byłoby takich obrazów, jak „Niewinni czarodzieje” A. Wajdy czy „Prawo i pięść” J. Hoffmana i J. Skórzewskiego. Największą sławę jednak przyniosła mu współpraca z Romanem Polańskim, z którym stworzył 12 cudownych historii łączących obraz i dźwięk, a wśród nich niezapomniane „Nóż w wodzie” i „Dziecko Rosemary”.
Przekraczanie muzycznych granic, pasja tworzenia, pragnienie doskonałości – to tylko niektóre przymioty, jakie możemy przypisać Komedzie. Bez wątpienia odcisnął on, mimo krótkiej kariery (zmarł tragicznie w roku 1969), niezatarte piętno na kolejnych pokoleniach twórców. Zachwyca on do dziś, a młodzi sięgają po jego dziedzictwo coraz śmielej. Można więc zatem powiedzieć o nim coś nowego? O to postarają się członkowie Grit Ensemble, którzy zostali wręcz zauroczeni dokonaniami Trzcińskiego. Ta fascynacja jest ogromna do tego stopnia, że chcieli je poznać na nowo i przekazać światu wieść: „Komeda żyje!”. Zrobią to w najlepszy możliwy sposób – tchną w tę muzykę nowe życie na scenie. Będzie to wyjątkowy koncert, ponieważ ma promował nowy krążek zespołu z twórczością Komedy właśnie, „Komeda Deconstructed”.
Czeka nas zatem iście mistrzowska uczta w wykonaniu poznańskich muzyków pukających już do wrót wielkiej kariery.